Świadectwo 12.
Ja, niżej podpisany, Jan Ostrowski zamieszkały w Warszawie przy ul. Gościniec, oświadczam, że wiosną 1943 roku byłem świadkiem niecodziennych, nieprawdopodobnych i wówczas zupełnie dla mnie niezrozumiałych zdarzeń. – Mieszkałem w domu, w którym mieszkam i teraz. Naprzeciwko mojego domu żyła rodzina z 10 może 11-letnią córeczką Władzią. Dalej było pole, na którym rosła wiśnia. Piszę o drzewie tym, ponieważ będzie ono odgrywać w dalszej części mojej relacji zasadniczą rolę. Tak jak pisałem już wcześniej, była wiosna. Drzewa zakwitły, wiśnia pokryła się śnieżnobiałym kwieciem. I w jeden z takich słonecznych dni wiosennych po raz pierwszy zauważyłem dziwne zachowanie się mojej małej sąsiadki Władzi. Dziecko wyglądało przez okno i nagle, patrząc w stronę wiśni, zaczęło wołać: „Matuchno moja! Matuchno!” Reakcja i zapatrzenie dziewczynki sugerowały, że widzi ona kogoś pod drzewem. Ja jednak nic nie widziałem. Później powtarzało się to dość często, czasem nawet dwa razy w tygodniu. Władzia biegła pod drzewo, klękała, rozkładała ręce, padała krzyżem i zawsze powtarzała: „Matuchno moja! Matuchno!” Zaciekawiony i jednocześnie zaniepokojony zachowaniem dziewczynki, podchodziłem do niej i z przerażeniem stwierdzałem, że po początkowej fazie euforii radości jakby rozmowy z widzianą przez siebie postacią, zapadała ona w całkowite odrętwienie, wyglądała jak martwa, nie reagowała zupełnie nie nic. Po pewnym czasie przychodziła do siebie, „wracała do życia”. Pytałem wówczas, co widziała, co jej się stało? Odpowiadała, że widziała Matkę Boską. Potrafiła ze szczegółami opowiadać jak Matka Boska wyglądała, jak była ubrana, co mówiła. Często powtarzała, że Matka Boska kazała się modlić. Dlatego też przychodziła pod drzewo, śpiewała pieśni, modliła się. Sam dziwiłem się, że taka mała dziewczynka potrafi tak się modlić. Myślałem sobie wówczas, że może jest ona chora. Nie mogłem uwierzyć, że rzeczywiście widzi Matkę Boską. Z czasem jednak obserwując prawidłowy rozwój dziecka, a także nie dostrzegając żadnych objawów choroby, powoli zacząłem wierzyć w prawdziwość jej opowieści. Zastanawiające jest również i to, że gdy wybudowano na tym miejscu maleńką kapliczkę, a było to przecież jeszcze w czasie wojny i ludzie gromadzili się na nabożeństwach majowych, modląc się i śpiewając pieśni, Niemcy nigdy nie interweniowali. Nie pamiętam, żeby choć jeden raz patrol niemiecki zainteresował się, bądź co bądź zgromadzeniem ludzi, jakie często można było ujrzeć wokół maleńkiej kapliczki.
/-/ Ostrowski Jan
ul. Gościniec Warszawa Maj 1982 r.